środa, 18 kwietnia 2012

Młotek na szóstym biegu

wall walking hammers

Cześć, tu Wichrun. Dzięki uprzejmości chłopaków publikuję gościnnego posta o tym, jak wg mnie mógłby zmienić się Warhamer 40,000 w 6. edycji. Zapraszam.

Plotki, posty, hipki, kostki


Wszystkie plotki wskazują na to, że druga połowa roku będzie pasmem wydarzeń, od których mroczny świat fanów plastikowych Marines zagotuje się niczym kompot Papy Nurgla. Nowa edycja podstawowych zasad, kodeksy dla Chaosu, Mrocznych Aniołów, dodatek „lotniczy”, a może nawet Tau, Czarni Templariusze i tylko Imperator wie, co jeszcze. Jednak nie chcę zajmować się plotkami, wyciekami, ani tworzyć własnej listy życzeń.


Chciałem napisać, jak według mnie może, albo powinna zmienić się sama rozgrywka. Zbierzmy kilka przesłanek i postarajmy się wyciągnąć jakiś wniosek (aby udowodnić tezę, jaką sobie wymyśliłem).


Zaczyna się od HQ + 2 Troops...


Granie w bitewniaki ma to do siebie, że z czasem każdy ma uzbieraną armię, która ledwo mieści się w domowej szafie, łóżku, komodzie, lodówce, kontenerze... Często też pojawia się druga i trzecia frakcja dla urozmaicenia. Kupujemy, bo „fajny model”, „bo super zasady”, „bo pasuje mi do klimatycznej koncepcji armii”, „bo złożę wokół tego genialną rozpiskę” a najczęściej z oczywistego powodu „bo była okazja”. Kończy się tak, że po roku mamy armię na 3 000 punktów, z czego 500 w folii, 1000 w podkładzie, 500 pomalowane, 500 niegrywalne na obecnym kodeksie. Hobby wciąga.


Plastikowi jeźdźcy Apokalipsy


Wydawca każdej gry chce, aby była ona dobrym źródłem dochodu. Trzeba więc nakręcać sprzedaż czym się da. Jest to zrozumiałe, biznes to biznes. Stąd wzięły się wszystkie apokaliptyczne dodatki pokazujące jak grać bitwy na „męskie punkty”, gdzie nie ogranicza nas standardowy schemat armii. Zapaleńcy mogą wreszcie wypuścić morze Terminatorów, kolumnę Land Raiderów, czy superciężkie zabawki. Znika racjonalny argument wstrzymujący nas przed zakupem modelu „bo przecież i tak nie wystawię”. W bitwie na połączonych dwóch, trzech stołach znajdzie się miejsce dla każdego. Relacje z takich bitew to uciecha dla oka, ale samo granie bywa czasem męczące.


Spowalniacze piątej edycji


Jest kilka zasad w mechanice obecnej edycji, które powodują wyhamowanie rozgrywki. W zależności od ogrania osób przy stole, bywa z tym różnie, ale generalnie zaliczyłbym tu np. prawdziwą linię wzroku, czyli „true los” - ileż to można się spierać, komu co widać, a kto sobie zasłonił. No właśnie, zasłona, czyli cover, to pochodny temat wynikający z „true los” - wielu graczy toczy batalie o to, czy pojazd jest zasłonięty w 45 czy 51 procentach. Drugi problem z coverem, to jego wszechobecność, walki trwają o wiele dłużej, bo piechota brnie przez trudne tereny (rzucając dosłownie co krok kośćmi) a potem przeżywa salwy śmiercionośnego ostrzału, bo każdy kosz na śmieci chroni przed pociskiem z Vindicatora.


Dystrybucja ran i rzuty obronne – ten system jest po prostu zbyt skomplikowany dla niektórych graczy, którzy albo głowią się nad tym, kto oberwał, albo grają „po swojemu”, łamiąc zasady. I ostatni hamulec to zasady w ogóle. Nie chodzi jednak o ich obiektywną ilość, ale o niuanse, rozbieżności, nieścisłości i stare wciąż funkcjonujące kodeksy. Gracze są w stanie przyswoić ogromną ilość zasad, modyfikatorów, cech specjalnych, ale tylko wtedy, gdy nie ma w tym bałaganu i wewnętrznych sprzeczności (chyba że są prawnikami lub księgowymi).


Mroczny czas pośpiechu


Dla każdego gracza nasze hobby jest formą spędzania tzw. „quality time”. Czasu wygospodarowanego dla siebie, na odpoczynek, spędzanie go w swój sposób. Tymczasem jeśli w sobotę umawiamy się na bitwę przy piwku na 2000 pkt, to wiemy, że nie będzie już czasu na rewanż. Doliczając czas na rozstawienie stołu, modeli itp., mamy 4-5 godzin wyjęte z życiorysu.
A co w przypadku turniejów? Może się zdarzyć, że listy uczestników są ograniczane z powodu braku czasu na rozegranie wystarczającej liczby bitew. Część starć nie kończy się w regulaminowym czasie, bo np. ktoś przesuwa po stole 150 modeli Orków (bez urazy:).


A przecież bitewniaki to nie tylko granie. Jest jeszcze sklejanie, malowanie, kręcenie się wokół tematów na forach, blogach itp. Wiele osób zrezygnowało z gry z powodu braku czasu właśnie. Zauważmy, jak dziś ułatwia nam się aspekt modelarski – mamy coraz lepsze farby, washe, gotowe posypki, quick shadery, aerografy itd. Można kupić gotowe budynki, tereny oraz zamówić malowanie armii. Oczywiście każdy z chęcią poświęca ten czas, ale zawsze chciałby zrobić dwa razy więcej niż planował i cztery razy więcej niż faktycznie zdziałał.


Wnioski

Jeśli zatem mamy grać na coraz większe punkty, powiększać rozmiar standardu turniejowego, toczyć apokaliptyczne batalie i epickie kampanie weekendowe, zaś hobby ma pochłaniać nam jak najmniej czasu i pomnażać swoje grono fanów - musi zmienić się mechanika gry. A dokładnie - gra musi przyspieszyć. Warhammer 40,000 od piątej edycji po macoszemu traktuje temat gier skirmishowych. Wszyscy pamiętamy słynne „40k w 40 min”, czyli granie na małe punkty w przerwie na lunch. Młotek w 41. Millenium idzie w przeciwną stronę ale jeśli WH40k ma być grą na dużą skalę, to mechanika musi być płynna. Gracz przy stole powinien zastanawiać się tylko nad tym, jaką zastosować taktykę, a nie jak interpretować zasady.

System nie pozyska nowych graczy, jeśli tak wysoka będzie bariera wejścia w hobby – temat na 90 stron forum, aby znaleźć odpowiedzi na swoje pytania? Dopóki podstawowe zasady gry nie będą się mieściły na 2 stronach A4, nie będziemy mogli mówić, że nastąpiła jakaś ewolucja poza zmianą cyferki na okładce podręcznika. Nikt oczywiście nie oczekuje, że nagle zasady dla tak wielu armii, jednostek, misji zgrają się jak szwajcarski zegarek. Ale niech każda kolejna gra zwiększa nasz poziom ogarnięcia zasad, a nie generuje kolejne pytania na forach i spory przy stołach. Tego sobie i Wam życzę. A jak będzie? Już wkrótce się przekonamy – oby jak najszybciej.

(źródło obrazka: pitch.com)

Wichrun

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny artykuł. Ciekawe przemyślenia w przystępnej formie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry tekst. i ja do tych życzeń się dokładam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się nie zgadzam. Dla mnie 5 edycja jest doskonała - wymaga jedynie znerfienia covera(o 1) i drobnych poprawek w alokacji woundów.

    Nie jest przesadnie wymagająca, choć przyznaję - jak zaczynałem to wydawało się, że jest to nie do ogarnięcia. Kilka miesięcy grania sprawia jednak, że ma się zasady w małym palcu i zna praktycznie całą grę na wylot.

    Ja bym najchętniej dalej grał na V edycję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Amdor, Under, Wichrun, kiedy jakiś nowy wpis? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sześciu autorów, i zmarło? D: Ruszać dupska! :D

    OdpowiedzUsuń